Krótka opowieść o trefnych boiskach


W każdym kraju nie tylko na zachód, ale także na wschód od Polski zbudowanie boiska do hokeja na trawie nie należy do najtrudniejszych zadań, jakie stoją przed firmami podejmującymi się tego przedsięwzięcia. Prohokej kilka w swoim życiu widział i poza naszym krajem nie słyszeliśmy o tym, aby ktokolwiek miał problemy z ich prawidłowych położeniem. Polska to jednak kraj wyjątkowy.

Przed długie lata dysponowaliśmy liczbą obiektów, które można policzyć na palcach jednej ręki. Dwa poznańskie, Gniezno i tyle. Potem coś się ruszyło między innymi dzięki operatywności klubów i gmin oraz pieniądzom z Ministerstwa Sportu. Szkoda, że z wraz z naszym mini boiskowym boomem pogorszyła się jakość ich tworzenia.

Jako pierwsze z  „nowych” powstało chyba to w Siemianowicach Śląskich i można powiedzieć, że na Śląsku wszyscy są z niego w miarę zadowoleni. Przez lata nie dochodziły do nas skargi na jakieś większe niedoróbki i chyba faktycznie położono je dobrze.

Zabawa zaczęła się potem. Toruń, Środa Wielkopolska, a ostatnio Gąsawa. Szczególnie dwa ostatnie – przynajmniej według posiadanej przez Prohokej wiedzy – napsuły dużo krwi lokalnym strukturom hokejowym.

Historia Środy Wielkopolskiej, gdzie boisko budowała firma Tamex – sponsor PZHT – to prawdziwy cyrk. Boisko położone i zawodnicy długimi miesiącami oglądający swój obiekt niczym obrazek na ścianie, bez możliwości wejścia na nawierzchnię. Spory, problemy, wzajemne groźby między działaczami klubowymi i władzami miejskimi, a zarządcami naszego hokeja. Jedni twierdzili, że robota została wykonana praktycznie po kosztach i wina leży po stronie Środy Wielkopolskiej, drudzy że wykonawca najzwyczajniej w świecie nie potrafi porządnie wykonać swojej pracy. Zresztą historię zna każdy zainteresowany hokejem. Kto w tym maratonie miał rację w sumie nie wiemy, ale późniejsze wydarzenia z Gąsawy pozwalają przypuszczać… (swoją drogą gdyby ktoś wiedział prosimy o komentarze).

Przyszedł czas na boisko w Gąsawie. Hucznie otwarte. Na Pałukach prawdziwe hokejowe święto z prezesem FIH – Leandro Negre na czele. Ciekawe co by Leandro Negre powiedział, gdyby do jego uszu doszła informacja, że w Gąsawie komuś… jakby to ująć… zapomniało się położyć jednej z niezbędnych nawierzchni. Przynajmniej takie informacje do nas dotarły.

Nie nam decydować czy doszło tutaj do partactwa ze strony budującego, czy może nawierzchnia ta nie zginęła całkiem przypadkowo, a po prostu było dla jednych taniej, a dla innych korzystniej. Było jednak wstyd. Wstyd tym bardziej, że w efekcie wyszło wiele sygnałów, owocujących tym,  że całe Pałuki już tak mocno hokeja nie kochają. Mieszkańcy Gąsawy oburzyli się na budowę obiektu, który z punktu widzenia zaspokojenia potrzeb bytowych nie był budowlą pierwszej potrzeby. Na dodatek okazało się, że boisko jest inwestycją spartaczoną. Przeciętnemu mieszkańcowi, który hokej ma w poważaniu nie ma się więc co dziwić. Skoro oburza się reprezentant środowiska hokejowego, trudno aby nie robił tego ktoś z nim niezwiązany.

Obydwie sprawy – średzką i gąsawską łaczy jeden fakt. Całkowita cisza medialna. Po co ktokolwiek ma wiedzieć, że jest źle zrobione, skoro robił ktoś, komu nie powinno się zaszkodzić. Najbardziej rozbawiła nas atmosfera, jaka zapanowała wokół boiska w Gąsawie. Lokalni działacze jak i przedstawiciele związku nieźle na nas naklęli w związku z tym… że ktoś śmiał napisać prawdę. Wszak żadnego dementi nie było, a jakimś cudem nawierzchnia w Gąsawie zniknęła w celu poprawek.

Najbardziej zabawna była opinia jednego z lokalnych radnych, który w połowie września (start ligi) przekonywał Gazetę Pomorską, że niedługo i tak wszyscy przenoszą się na halę. Gratulujemy poczucia humoru i prosimy jednocześnie o ujawnienie nazwiska Pana Radnego, który albo nie grzeszy kompetencją, albo miał jakiś interes w zatuszowaniu sprawy. 

Jedną z niewielu osób, które w całej historii – jak wynika z artykułów medialnych – miały przysłowiowe jaja był Wiesław Zajączkowski. Lokalny radny alarmował, że boisko to fuszerka, a prace remontowe w jego budynkach gospodarczych rozpoczęły się tuż po otwarciu. Radny mówił o złym oświetleniu, a przede wszystkim nawierzchni. Człowieka olano, a okazało się że miał 100% racji, bo remont był konieczny.

Przeprowadzili go Hiszpanie, którzy uświadomili lokalnych polityków, że nawierzchnia, którą położył wykonawca odchodzi powoli do lamusa i kładzie się obecnie już inny jej typ. Cóż. Ktoś nie wiedział, a z posiadanych przez nas informacji, wynika że głównym wykonawcą była firma Tamex.

Efekt całego zamieszania jest prosty i jasny. Gąsawianie psioczą na boisko, budżet gminy został zapewne mocno nadwątlony, a nic na temat wyjaśnień na linii PZHT – Tamex nie wiemy i zapewne wiedzieć nie będziemy. Ciekawe kto stanie jako następny w kolejce do budowy boiska i czy po przygodach Gąsawy i Środy Wielkopolskiej lokalne władze nie będą od inicjatywy uciekały rękami i nogami.

Artykuł Gazety Pomorskiej opisujący sprawę znajdziecie tutaj.

3 thoughts on “Krótka opowieść o trefnych boiskach

  1. prohokej robi się drugim faktem hyhyhy tylko weźcie się pofatygujcie i jedzcie na rozmowę z lokalnymi władzami a nie ze słyszenia tylko piszecie ja nie bronie gąsawskich włodarzy ale nie podoba mi się pisanie ze słuchu pozdrawiam

    • oj nie do końca Faktem. Fakt pisze o ludzi porwanych przez Marsjan, gigantycznych zwierzętach, złodziejach kebabów etc. tymczasem tutaj mamy fakty, a nie plotki. opieramy się na relacjach kilkunastu ludzi, którzy boisko użytkowali, wiedzy potwierdzonej dotyczącej historii boisk budowanych przez Tamex i doniesień Gazety Pomorskiej, która raczej nie kłamała, bo nikt nie dementował.
      pofatygowanie się do Gąsawy nie jest raczej możliwe ze względu na obowiązki zaaaaazawodowe.

Dodaj odpowiedź do mateuszgotz Anuluj pisanie odpowiedzi